Ale okładka!

Ale okładka!

Dobra okładka to jest to! Łatwiej nam sięgnąć po książkę czy płytę, która wabi oryginalną grafiką. Niby nie szata robi mnicha, ale jednak… Tym bardziej cieszy fakt, że w branży książkowej i muzycznej widać zmiany na lepsze. Coś się ruszyło! Wydawcy odchodzą od wszechobecnych do niedawna fotek na rzecz bardziej artystycznych koncepcji. Nie bez powodu rozmawiamy dzisiaj z grafikiem Rafałem Kucharczukiem. To on stoi za okładkami m.in. do „Króla” i „Królestwa” Szczepana Twardocha.

Czy okładka książki to dzieło sztuki?

Bardzo chciałbym żeby tak było. Są okładki, które ja osobiście traktuję, jak dzieła sztuki. Najczęściej są to okładki dawne, w których można dostrzec to „plakatowe myślenie”. Z doświadczenia wiem, że gdy przekaz na okładce jest wysiłkiem wielu osób, a sam projekt podlega rożnym procesom decyzyjnym, to łatwo jest przykryć, zatrzeć albo zagubić gdzieś ten element, który mógłby się zwrócić w stronę dzieła sztuki. Czasem jest za dużo ograniczeń. Z drugiej strony wspólny wysiłek bardzo dużo daje. Bywa, że spojrzenie innych osób, na co dzień obcujących z książką, na moją pracę czyni ją znacznie lepszą. Nie ma tu reguły. Jest raczej ruletka. Najbardziej swobodne projekty powstają na potrzeby muzyki. Praca z artystami, te okładki i relacje są dla mnie najcenniejsze, długoterminowe. Tak jest w przypadku zespołu  Tatvamasi: dwa rożne światy dobrze się komunikują, uzupełniają i powstaje nowa wartość, której żadna ze stron się nie spodziewała na początku pracy.

Czyli częściej autorski projekt, czy wynik kompromisów na linii projektant ‐wydawca ‐autor?Trudno to ocenić jednoznacznie. Moje projekty są autorskie, zawierają moje rozumienie treści. Przemyślenia po lekturze mogą mocno się różnic od wyobrażeń autorów czy redakcji. Czasem te przemyślenia muszą zostać ujarzmione przez Wydawcę, dotrzeć do gustów autorów i szerokiej publiczności. Często pracujemy nad okładką razem, jeszcze na szkicach. Czasem to skręca nie tam, gdzie ja bym chciał i bardziej cenię odrzucone projekty, ale nie zawsze tak jest. Częściej powstaje dyskusja, czasem projekt jest akceptowany bez zastrzeżeń. Bardzo miło wspominam rozmowę z Kubą Wojtaszczykiem o motywie, który wybrałem na okładkę „Słońca Narodu”, jak również pracę nad okładką „Obserwatora” Evelda Flisara, „Ten Kraj” Anny Arno, „Fajrant” Muszyńskiego.

Ile dotąd zaprojektowałeś okładek?
Nie jestem w stanie zliczyć, myślę że mogłem przekroczyć setkę. Na pewno statystyki bardzo podbija „Fantastyczna Kolekcja”, ponieważ to seria 30 okładek. Ta wyjątkowa praca nie byłaby wykonalna, gdyby nie wsparcie mojej żony Agnieszki, która też projektuje. Wymyśliłem sobie, że każda książka z serii będzie miała inną ilustrację ‐ kolaż, i nieregularne rozmieszczenie tytułów. Chciałem inaczej rozłożyć nacisk, niż to się zwykle odbywa w przypadku serii. Jakby tego było mało, grzbiety miały się składać w panoramiczny obraz.

Masz swoich mistrzów?
Raczej takiej relacji nigdy nie zbudowałem. Cenię bardzo wielu grafików i artystów za różne działania, do niektórych mi bliżej, do innych dalej.

Od czego zaczynasz pracę? Od lektury książki? Czytasz od deski do deski?
Muszę przetłumaczyć kilkaset stron informacji na jeden obraz ‐ zaczynam więc od treści. Inaczej się nie da. O ile jest całość dostępna to czytam całość. Robię notatki, szkice w trakcie, poszukuję informacji o ciekawszych wątkach. Zdarza się to rzadko, ale kiedy nie jestem w stanie znieść twórczości autora, w męczarniach brnę przez większość wątków, ale od deski do deski w tych przypadkach na pewno nie.

Co cię inspiruje?
Przybiłbym piątkę Fajnym Chłopakom i UVMW ‐ jeśli chodzi o kolegów po fachu, zapłakał nad pętlami Cyriaka Harrisa. Boschowi dałbym klapsa, bo jego szalone wizje zdecydowanie za często mnie nawiedzają, ale to wszystko zawieszone jest pomiędzy tym, co się działo, dzieje i wyobrażeniom, jak może się dziać. Do tej mikstury dodaję podstawowe źródło inspiracji w mojej pracy ‐ w przypadku okładek książek ‐ tekst.

Co innego projekt na ekranie komputera, co innego wydrukowana książka. Czy okładka w realu bywa zaskoczeniem?

Okładka przed wydrukowaniem pojawia się i jako szkic i jako wydruk, jako fotografowany obiekt, makieta. Wszystkie projekty z ekranu komputera są zakotwiczone w rzeczywistości. Przygotowuję wszystkie elementy okładki, wiele ilustracji. Czasem typografię rysuję ręcznie. Daje to dość dużo czasu na wyobrażenie sobie, jak projekt będzie wyglądał wydrukowany. Nie zawsze mogę pozwolić sobie na wybranie takiego papieru czy uszlachetnienia, jakie bym chciał i moim zdaniem czasem projekt na tym traci. Z drugiej jednak strony rozumiem, że książki, które projektuje są dostępne masowo, magazynowane i dystrybuowane. O ile przy nakładzie 2 000 egzemplarzy karton okładki nie robi dużej różnicy, o tyle przy 100 000 decyzje stają się naprawdę trudne.

Masz na koncie okładki do najbardziej popularnych książek ostatnich lat, do „Króla” i „Królestwa” Szczepana Twardocha (powyżej prezentujemy propozycję okładki i zaakceptowany projekt). To piękne, charakterystyczne okładki. Skąd pomysł na taką grafikę?
Zanim wykluł się pomysł na „Króla” trochę błądziłem. Chciałem też przełamać stylistykę w jakiej książki Szczepana Twardocha były wcześniej wydawane. Nie do końca pasowały mi do jego twórczości. Moim zdaniem tak silna książka potrzebuje równie silnej oprawy. Pomysłem na okładkę stała się typografia z epoki. Są to, odtworzone z międzywojennych afiszów sportowych, litery (afisze żydowskich towarzystw sportowych czasów międzywojnia). Krótki tytuł, sportowy charakter typografii, trochę imitujący piktograficzne przedstawienie korony, sprawiało wrażenie jakby miało zadziałać. Bałem się, że Wydawnictwo i Autor będą potrzebować czegoś innego. Wtedy na półkach królowały projekty bardziej zachowawcze. Na takie eksperymenty pozwalały sobie wydawnictwa niszowe. Dodatkowo brakowało mi liter, musiałem nakreślić brakujące. Projekt już był prawie skończony, po pojawieniu się oficjalnej zapowiedzi odezwała się do mnie Polona. Dostałem dostęp do całych zbiorów afiszy. Wcześniej miałem tylko wycinki i pojedyncze sztuki, miałem jeszcze czas i mogłem, przed wysłaniem okładki do druku, wprowadzić sporo rozwiązań, które znalazłem w zbiorach afiszy Polony. Mimo pomocy, dopiero przy pracy nad „Królestwem” natrafiłem na reprodukcje, na których znalazłem więcej brakujących mi wcześniej liter. Czasem myślę, że może z tym odwzorowaniem szczegółów przesadziłem: kod paskowy i tekst na froncie z brakującymi literami polskimi, „cena dla dorosłych”, mapa na skrzydłach, to już daleko posunięta stylizacja, teraz zrobiłbym to zupełnie inaczej ‐ jak większość swoich okładek ‐ chętnie zrobił bym to od nowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *