I podoba mi się i wzdragam się – wystawa prezentująca rekonstrukcję paryskiego salonu Gertrudy Stein może wzbudzać u widza skrajne odczucia, i mogą one, te odczucia, występować łącznie.
Fajnie jest zobaczyć kultowe miejsca związane z narodzinami nowoczesnej sztuki i literatury, fajnie poczuć ich atmosferę. Dlatego taką popularnością cieszą się domy artystów i pisarzy, jak choćby dom malarki Vanessy Bell w Charleston, gdzie bywała cała Grupa Bloomsbury, czy Farley Farm należaca do fotografki Lee Miller i krytyka sztuki Rolanda Penrose`a, skupiająca surrealistów. To na spotkaniach w salonie Gertrudy Stein Picasso, Matisse i Hemingway nie raz jedli jedyny porządny posiłek w tygodniu, a gospodyni była ich niestrudzoną promotorką . Tyle tylko, że podróżująca po świecie wystawa prezentująca salon panny Stein (pisarka zajmowała mieszkanie przy Rue de Fleurus 27 w latach 1904-1934) to rekonstrukcja. I to jeszcze dałoby się znieść, gdyby prezentowane dzieła sztuki były prawdziwe. A tu kopia goni kopię i na kopi cały ten pomysł się zasadza. Stąd to wzdrygnięcie się widza, bo jednak chciałoby się popatrzeć na oryginały Cézanne`a, Picassa i Matisse`a. Wtedy ta wystawa byłaby świętem. A tak, niedosyt, rozczarowanie, wręcz wkurzenie i pytanie – po co to? Zacieki na tapetach pod sufitem zamarkowane sugestywnie, klimacik tracący myszką – jak najbardziej, i tyle. Lepiej już pooglądać w Internecie oryginalne zdjęcia oryginalnego wnętrza (takie u nas na blogu). Niby pomysł pokazania miejsca narodzin awangardy w muzeum sztuki, które z awangardy słynie, jakoś tam się broni, ale jednak nie dość mocno.
Salon de Fleurus
ms¹, ul. Więckowskiego 36, Łódź
do 15 maja 2016
No tak, na kopie można popatrzeć nie wychodząc z domu:)