Młody, zdolny. Cyryl Polaczek jest studentem dyplomowego roku Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie. Mamy na niego oko!
Art in Brief: Chwilami można odnieść wrażenie, że krzywdzisz swoich modeli, obrazy. Skąd ta potrzeba destrukcji?
Cyryl Polaczek: W moich obrazach sprzed roku, dwóch, rzeczywiście jest jakiś element destrukcji. Teraz jednak to się przerodziło w coś, co podkreśla jak obraz jest zrobiony, wydobywa coś spod spodu.
AiB: Uważasz się za malarza realistę?
CP: W jakimś nieencyklopedycznym pojęciu jestem malarzem realistą. Zawsze po kilku obrazach, które można nazwać abstrakcyjnymi czuję, że powinienem namalować jakiś konkret, przedmiot. To działa w obie strony.
AiB: Portret i pejzaż to twoje ulubione motywy?
CP: Dopiero niedawno namalowałem kilka pejzaży, dla mnie to coś nowego. Nie wiem dlaczego dotąd nie malowałem pejzaży – chyba uważałem to za nudne zajęcie. Teraz widzę, że ten temat daje dużo możliwości i jest naprawdę trudny. Natomiast portret zawsze lubiłem – łatwo mi przychodziło oddawanie podobieństwa modela. Pod koniec liceum i na początku studiów poza chałturami, portretami ludzi i zwierząt na zamówienie, namalowałem trochę obrazów religijnych: obrazy ołtarzowe, drogi krzyżowe, malowidła naścienne. Zdobią one kilka wiejskich kościołów w Lubuskiem. Jestem wyćwiczony w malowaniu Madonn, Jezusa, świętych. Namalowałem anioła ze swoją twarzą czy wizerunek Boga Ojca o wyglądzie Zeusa na sklepieniu kopuły prezbiterium.
AiB: To nawet widać, że inspirujesz się sztuką dawnych mistrzów.
CP: Fakt. Więcej czasu spędzam zwiedzając w muzeum galerię z dawnym malarstwem niż ze sztuką współczesną. Lubię Holendrów, Hiszpanów; Velazqueza, Riberę. Ale lubię też twórców, którzy nie byli mistrzami – pompierów, XIX- wiecznych malarzy wizerunków nimf nad stawem, barokowych i rokokowych przesłodzonych aktów.
Z współczesnych twórców lubię twórczość Thomasa Zippa, u którego w pracowni studiowałem rok temu w Berlinie, obrazy Marka Grotjahna. Duże wrażenie zrobiły na mnie rzeźby Humy Bhabhy w MoMa PS1 w Nowym Jorku.
AiB: A nawiązania do Luciena Freuda są celowe?
CP: Nie staram się nawiązywać do Freuda. Cenię jego malarstwo, podobają mi się małe obrazy gdzie nakłada kolejna warstwę farby malując ciało, ma się wrażenie, że już jest jej za dużo.
AiB: Niedopowiedzenie, tajemnica – nastrojowe te twoje obrazy. Coś się w nich czai. Liryzm, niepokój, groza itd.
CP: Nie maluję narracyjnych obrazów, portrety też nie przedstawiają konkretnych osób. Może to jest powodem odczucia „niedopowiedzenia”
AiB: Lubisz grubo, reliefowo kłaść farbę. Przypomina to chwilami ośmieszone obrazy ze skóry.
Podoba mi się porównanie do tych paskudnych skórzanych obrazów! Nie wpadłem na to wcześniej ale podobieństwo rzeczywiście jest. Interesujące są te wszystkie wątpliwe ozdoby z naszych mieszkań. Zdarzyło mi się robić kolaże z użyciem obrazków trójwymiarowych, które można zaliczyć do tego samego nurtu kiczu, co obrazy ze skóry.Ostatnio ograniczyłem paletę, chciałem namalować monochrom, nigdy wcześniej tak nie malowałem. Pojawił się pomysł, żeby cały obraz namalować jednym kolorem farby, wszystko jedną tubą. Karmin, ultramaryna, siena, głębokie zielenie przy malowaniu laserunkowym są jasne i świetliste, przy gęstszym, fakturowym kładzeniu wydają się być prawie czarne. Jeden kolor daje możliwość osiągnięcia wielu tonów. Od niedawna tak maluję – to jak próbowanie czegoś świeżego.
AiB: Wychodzisz w plener? „Glinianka” czy „Zatoka” malowane są z natury?
CP: Robię zdjęcia, korzystam z reprodukcji w albumach z malarstwem. Zatokę przemalowałem z książki o wędkarstwie gruntowym, glinianka to zbiornik wodny przy moim domu rodzinnym w Zielonej Górze, gdzie zrobiłem kilka zdjęć, by się nimi posłużyć przy malowaniu.
Z jakichś powodów coś się narzuca, musi być namalowane. Często mam przy sobie notatnik, w którym notuję wrażenie, widok – szkicem, słowem, żeby nie uleciało z głowy.
Obrazy Cyryla można zobaczyć w Warszawie na wystawie „Pokuszenia. Krzysztof Nowicki i Cyryl Polaczek”, Galeria Przy Teatrze, do 27. IX.
kuratorki: Bogna Gniazdowska, Magdalena Kąkolewska