W Bochenska Gallery w ramach Warsaw Gallery Weekend wystawa prac Teresy Pągowskiej. Obok fakturalnych, abstrakcyjnych pejzaży – nie pejzaży z lat 60. – jeszcze pod mocnym wpływem Piotra Potworowskiego, są też późniejsze kolaże, a także obrazy aż do lat 80. Całkiem to przekrojowa wystawa. Ale czy komuś trzeba zachwalać Teresę Pągowską?
„Już jako dziecko wiedziałam, że będę malarzem – mówiła – Od samego początku mojej świadomości. Uczę się przy każdym obrazie. Każdy staram się zaczynać tak, jakbym nic nie wiedziała o malarstwie, jakby było dla mnie totalna zagadką, jak go rozwiązać. I tylko dlatego mogę malować. Jestem bardzo blisko natury. Bardzo kocham wieś, zwierzęta – czasami myślę, że może nawet bardziej niż ludzi. Są obrazy, które maluję rok, nawet dłużej. Są takie, które powstają w ciągu tygodnia, to bardzo indywidualne. To jest chyba zależne od siły mojej koncepcji, od siły wewnętrznej. Maluję codziennie. Kiedy jest jakaś niezależna ode mnie przerwa, w której nie mogę tego robić, to po dwóch dniach chodzę tak wściekła, że bym gryzła. Forma jest ważniejsza niż treść, albo równie ważna. Idą w parze. Mam pomysł i próbuję przełożyć go jak najkrócej na płótno. A jeśli jak najkrócej, to znaczy – samą formą, a nie gadulstwem. Nie jestem specjalistą od morza, od kobiet ani od mężczyzn czy zwierząt. Ja jestem ja: Teresa Pągowska, która coś myśli, coś przeżywa i z tego wynika coś, co często mnie zaskakuje”.
Sztuka Teresy Pągowskiej należy do ciekawszych zjawisk nurtu nowej figuracji. Po krótkiej przygodzie z abstrakcją w drugiej połowie lat 50., jej malarstwem zawładnął motyw zdeformowanej, syntetycznie ujętej figury ludzkiej – mocnej sylwetki pozbawionej indywidualnych rysów. Śmiałość z jaką malarka wydobywa wciąż nowe kształty ludzkiego ciała wprawiają w zdumienie – niekończący się zapis przemian. Przypomina to zjawisko ewolucji – bryłowate postaci z jej wczesnych obrazów z czasem zastąpiły płaskie sylwety wtopione w nieokreślone tło, delikatne, szkicowe, abstrakcyjnie traktowane formy. Pągowska wielokrotnie tłumaczyła swój wybór motywów: „Tym, co zajmuje mnie najgłębiej jest postać ludzka – Nie tylko ze względu na bogactwo formy. Sądzę, że właśnie człowiek zawiera najwięcej magii treściowej. Postaciom rodzącym się na moich płótnach nie ograniczam życia do jednorazowej egzystencji. Chwilami mam wrażenie, że daję im swobodę działania – ciekawa, jak się zachowają w nowej dla nich sytuacji”. A w nowej dla nich sytuacji postaci na obrazach artystki emanują erotyzmem, zmysłowością, nasycają się emocjami. W tych zaledwie kilku plamach barwnych, w ledwie sugerowanych kształtach i tle, w oszczędnej kolorystyce, zawiera się piękna, zmysłowa, pełna napięcia, dramatu i poetyckiej wyobraźni opowieść o świecie, o życiu. Z resztą na pytania o istotę swojej pracy odpowiadała – „Marzę i patrzę”.
Najistotniejszy w malarstwie Pągowskiej, dla niej samej, był jednak nie motyw, nie forma prac (tak naprawdę to wszystko przecież składa się w jedną niezbywalną jakość), ale powód powstania obrazu – „Tym powodem może być wszystko – mówiła – byleby było odczute przeze mnie z taką siłą, która sięga głębiej niż moje >wiem<. Mieści się w tym radość i rozpacz jednocześnie, zmaganie nie tylko z sobą, ale czymś tak ludzkim, że aż pozaludzkim, zmaganie z tym, co przekracza pole naszej bezpośredniej obserwacji”. Poprzez pokazanie nadmorskiego pejzażu, zwierząt czy zmysłowych ludzkich postaci Pągowska tworzy własną wizję, własny świat, nasycony nową energią – zwyczajne rzeczy i miejsca na jej płótnach zyskują niepowtarzalny, czasami subtelny, czasami pełen napięcia klimat, zmieniają się w intrygujący spektakl.
„Mój obraz jest moim obrazem, a jego siła moją siłą – mówiła – Napięcie połączone z luzem bliskim fruwania rodzi się w tych wielu godzinach pracy, która jest pracą ciężką rzemieślnika – poety. To wtedy zachowanie dziecinnej radości malowania łączy się z maksymalną kontrolą umożliwiającą zobaczenie tak ostre, tak jasne, aż niemożliwe i nieoczekiwane („fanaberyjne i nieprzewidywalne”) samo zaistnieje na płótnie, przekształcone w czystą formę. Trzeba dużo wiedzieć, by dużo odrzucać. Ciągle się mylę, nie trafiam, walczę z płótnem – moim przyjacielem i wrogiem jednocześnie. Jesteśmy w tym sami – ono i ja”.
Teresa Pągowska. Obrazy i kolaże z lat 1960 – 1980.
Bochenska Gallery, 27.09 – 21.10.2013